Biologicznie „odżywianie” to proces życiowy polegający na pozyskiwaniu przez organizm pokarmu ze środowiska. Niestety wraz z rozwojem cywilizacji ten biologiczny proces uległ pewnym przemianom – do odżywiania doszło regularne „podjadanie”, a w pędzie, stresie i problemach, których liczba i wielkość zaczynają człowieka przerastać – „zajadanie”.
Zasady prawidłowego (zdrowego) odżywiania są proste. Stworzono nawet piramidę żywienia, by każdy – od przedszkolaka do staruszka widział (i wiedział) co jeść należy, czego powinno się unikać, a co jest zakazane.
Instytut Żywności i Żywienia rekomenduje 11 zasad zdrowego żywienia:
- Dbaj o różnorodność spożywanych produktów
- Strzeż się nadwagi i otyłości, nie zapominaj o codziennej aktywności fizycznej
- Produkty zbożowe powinny być dla Ciebie głównym źródłem energii (kalorii)
- Spożywaj codziennie co najmniej dwie duże szklanki mleka. Mleko można zastąpić jogurtem, kefirem, a częściowo także serem
- Mięso spożywaj z umiarem
- Spożywaj codziennie dużo warzyw i owoców
- Ograniczaj spożycie tłuszczów, w szczególności zwierzęcych, a także produktów zawierających dużo cholesterolu i izomery trans nienasyconych kwasów tłuszczowych
- Zachowaj umiar w spożyciu cukru i słodyczy
- Ograniczaj spożycie soli
- Pij wystarczającą ilość wody
- Nie pij alkoholu
Wiemy zatem co jeść, w jakiej ilości, jak często (5 razy dziennie najlepiej). Wiemy też co nam szkodzi i nie służy naszemu organizmowi. I?
Tak… zasady… znane i nie lubiane. Podkreślę wyraźnie, że te wszystkie zasady są dobre dla naszego organizmu, ale czy to automatycznie oznacza, że rozumiemy i przyjmujemy, że są „dobre” dla nas oraz automatycznie, naturalnie ich przestrzegamy? To już niestety nie jest takie oczywiste.
Do odżywiania dochodzi „podjadanie”…
Podjadamy, bo… ładnie wygląda, ładnie pachnie, kusi na sklepowych półkach, kusi w reklamie, przyciąga kolorem, zapachem, smakiem. Podjadamy, bo nas częstują, dają posmakować by rozbudzić ochotę na więcej, mimo że zaspokoiliśmy głód podczas posiłku. Podjadamy też nieregularnie, bo na posiłek nie znaleźliśmy czasu, nie przygotowaliśmy go, nie mamy czasu lub nam się nie chce – wtedy podjadaniem czegokolwiek zaspokajamy głód (w pierwszym momencie), a potem podjadamy dalej bo trudno się zatrzymać.
To jednak jeszcze nie koniec. W rozpędzonym świecie, w tej wciąż rozwijającej się cywilizacji, w biegu, wśród terminów zadań, zleceń i wyzwań, projektów, fuzji (tu można dowolnie mnożyć przykłady) coraz bardziej oddalamy się od siebie. Od siebie samych i innych ludzi. Chodzimy jak nakręcone ludziki, bez przystanków i czasu na głęboką refleksję nad sobą i na głęboką rozmowę z innymi – o ich sprawach, problemach, uczuciach. Gadamy, gadamy, gadamy – o tym pędzie, projektach, zadaniach i jeszcze o tym, że nie mamy czasu – o tym gadamy wciąż.
I wtedy zaczyna się „zajadanie”…
Już w samym słowie jest komunikat: „ZA-JADANIE czegoś czymś”. Zajadanie by wyciszyć, wypełnić… Zajadamy więc stres w pracy, terminy, projekty i zadania. Zajadamy samotność – tę prawdziwą, gdy nie ma nikogo obok i tę pozorną, gdy inni są obok nas, a nie bywają już z nami. Zajadamy rozstania lub tęsknoty i żal, za tym, że wymarzona kobieta/wymarzony mężczyzna nigdy się nie pojawią, zajadamy nasze rozczarowanie pełnionymi w życiu rolami – matki, ojca, córki, syna itd. Zajadamy w końcu nasze emocje – o tak! nasze emocje zajadamy najchętniej – poczucie wstydu, żale, smutki, rozczarowania, frustracje, lęki, pragnienia których nie mamy odwagi spełnić, marzenia, które głęboko chowamy z lęku przed ich uwolnieniem. Zajadamy swoje niespełnione potrzeby, braki siebie samych, których nie umiemy wypełnić inaczej… Zajadamy niepowodzenia w życiu zawodowym i osobistym, zajadamy brak seksu lub seks bez satysfakcji. Zajadamy nieudane relacje, toksyczny wpływ otaczających nas ludzi. Zajadamy zdrady, czasem przemoc fizyczną lub emocjonalną i wiele innych stanów i problemów „do zajedzenia”. Dużo zajadamy…
Bywa też tak, że zajadamy sukcesy, radość, jedzenie jest nagrodą…
Rzadko to co opisałam dzieje się świadomie, choć czasem częściowo tak. Jak jest nam źle to sięgamy świadomie po coś dobrego, by przyjemnością z jedzenia zaspokoić brak przyjemności innej. Jak nam się coś uda to świadomie organizujemy przyjęcie by to uczcić.
Ważne jest to jak często towarzyszą nam takie stany, które zajadamy. Jeśli sporadycznie – nie jest to problem. Jeśli jednak długotrwale tkwimy w jakimś emocjonalnym lub życiowym dyskomforcie i zajadanie (tu już często nieświadome) staje się regułą, nawykiem, używką, to można powiedzieć, że w pewnym sensie uzależniamy się psychicznie od jedzenia. Mogą to być słodycze, mogą być inne produkty.
Co wtedy? Wtedy tyjemy i zaczynamy zajadać nadwagę i otyłość. Nagle chcemy schudnąć, więc w pośpiechu szukamy sposobów, które rzadko okazują się trwale skuteczne, bo nie sięgamy do przyczyn, które bywają ukryte naprawdę głęboko w nas. Kupujemy cudowne suplementy diety, które jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki mają to zmienić. Przecież to nie jest możliwe. Dlatego po raz kolejny nie wyszło, więc zajadamy niepowodzenia i koło toczy się od nowa.
Co możesz zrobić?
Sposobem na przerwanie błędnego koła jest powrót do „odżywiania” – biologicznego procesu, który dostarcza organizmowi składniki niezbędne do życia. Nie będzie to jednak możliwe, ani trwałe jeśli nie wprowadzisz zmian w całym Twoim życiu, nie poszerzysz własnej świadomości skąd wzięło się podjadanie i co możesz zrobić by je ograniczyć. Nade wszystko jednak powinieneś zmierzyć się z pytaniem – skąd wzięło się zajadanie. Co zajadam? Jakie emocje, jakie deficyty? Jakie potrzeby zajadaniem zaspokajam? Co dzieje się w moim życiu, jak ono wygląda, jak się czuję?
Do tej analizy często potrzebujemy lustra – by zobaczyć więcej, dotrzeć w głąb. Coach zdrowia pomoże Ci dotrzeć do przyczyn Twojego aktualnego stylu odżywiania oraz znaleźć opcje, dzięki którym szansa na realną, trwałą zmianę nawyków żywieniowych znacznie wzrośnie.
No proszę. Autor plus 5.